Kolejny beznadziejny zakręt i przecznica,
znowu wszystko tak samo szare i przygnębiająco podobne.
W Midgar wszystko było szare i podobne,
miasto wybudowane na planie okręgu o kolosalnych rozmiarach przerosło w
metropolię, skrupulatnie powielane od lat według nie zmieniającego się schematu
budynki w sektorach okalających centrum. Panowała irracjonalna zasada - im
prościej, tym lepiej, dzięki której Midgar obwołano niechlubnym mianem
najbrzydszej aglomeracji na kontynencie. Zaiste, nie było powodu, by ktokolwiek
chciał tam jechać z pobudek innych niż biznesowe lub w poszukiwaniu pracy;
ktoś, kto z własnej woli wyprowadził się tamże, mógł zapomnieć o wizytach
krewnych, gdyż nigdzie indziej nie można było się tak łatwo i tak brutalnie
zagubić - nic dziwnego, zważywszy na ulice, wyglądające jak gdyby jedna była kopiowana
od drugiej. Tak było i nic nie zapowiadało zmian, jako że prezydent miasta
sukcesywnie realizował plan rozbudowy infrastruktury, co tylko blokowało
możliwość postawienia w wolnej przestrzeni jakiegoś obiektu, który mógłby
zachęcić turystów do odwiedzania miasta. W gruncie rzeczy, miało ono swój urok,
swoich ludzi. Nadmierne ilości betonu i stali wieczorem zalewała fala
pomieszanego światła neonów, umieszczonych w dosłownie każdym możliwym miejscu,
na poszczególnych sklepach, nawet na budkach z napojami i przyczepach-barach na
stacjach kolejowych, które notabene także były dla Midgaru charakterystyczne,
bowiem pojawiały się często i gęsto w każdym sektorze, a tutejsi nie zwracali
uwagi na głośne komunikaty spikerek o przybyciu czy odjeździe pociągu,
rozbijające się echem po uliczkach.
Gdy spojrzeć z lotu ptaka na panoramę
miasta i jednolitość oraz burość budynków wyrastających z ziemi na ogromnym,
okrągłym obszarze, można było bez problemu zauważyć kolosalne reaktory
energetyczne wystrzelające w symetrycznych odstępach z każdego sektora po
jednym. Konstrukcje budowane na kształt zwężających się ku górze wieżyc okalane
były zielonym, jak to określali starsi mieszkańcy - chorym światłem wbudowanych
lamp, które nigdy nie gasły, i w istocie doprowadzały tubylców zamieszkujących
obszary reaktorom najbliższe do chorób takich jak bezsenność lub nerwica.
Mówiąc “obszary najbliższe” i tak ma się na myśli teren oddalony o około pół
kilometra od samego reaktora i zaludniony przez najuboższych, tam bowiem, nie
wiedzieć czemu, mieszkania były najtańsze do utrzymania.
A utrzymać się w Midgar nie było łatwo -
lecz mieszkańcy znaleźli na to zawsze skuteczne sposoby, inaczej rzeczywiście -
jak przewidywali sami - miasto podzieliłoby się na dwie diametralnie różne części
- bogate centrum i slumsy.
Kontrast społeczny był w tym barwnym
społeczeństwie równie wyraźny, jak komfort życia i jego warunki między ludźmi
Midgaru Centralnego a biedoty slumsów, gdyby nie stała i silna kontrola
wojskowa zarządzona przez autorytatywnego prezydenta Shinrę, nad miastem
zapanowałaby niechybna i nieuchronna rewolucja bądź wojna domowa. Trzeba
zaznaczyć, że nienawiść jednych mieszkańców do drugich osiągnęła apogeum, kiedy
to aby dostać się do Centrum, od mieszkańców spoza niego zaczęto wymagać
specjalnych przepustek, które jak na przekór mieszczuchom i zgodnie z
przesyconym absurdem oraz zawiścią midgarskim powietrzem - wydawano jedynie w
biurach znajdujących się w Centrum właśnie - wobec tego, aby otrzymać takowy
dokument, należało zgodnie z procedurą, zwrócić się do żołnierzy mogących
poruszać się swobodnie po całej metropolii i którzy pośredniczyli w procesie
zdobycia przepustek. Nierzadko trwało to po kilka miesięcy, i nierzadko
przyśpieszano to za pomocą pieniędzy
lądujących w kieszeniach sołdatów. Korupcja kwitła na żyznym po temu gruncie,
było to na porządku zarówno dziennym jak i nocnym, chociaż kary za dopuszczanie
się takiego wykroczenia były naprawdę wysokie.
Specyficznym rewirem w szalonym mieście
był sektor siódmy, faworyzowany przez prezydenta, mała oaza w pustyni szarej
jak melancholia. Obszar prosperował dobrze i gotował się do reprezentacyjnej
roli w mieście, chociaż nie słynął prestiżem i zaludniali go wszelacy obywatele
od skrajnie ubogich, przez przeciętniaków po snobów. Co czyniło go wyjątkowym?
Bogactwo klubów nocnych, pubów, barów i szynków pod każdą postacią,
przystosowanie do picia i hazardu, czy może stosunkowo spora ilość zieleni
niewykarczowanej jeszcze na rzecz nowej budowli? Prawdopodobieństwo tkwiło
także w niebywale korzystnej lokalizacji tego rejonu, skąd blisko do Centrum,
ale i do wyjazdu z miasta, w sektorze siódmym nie bywało korków ze względu na
brak dróg szybkiego ruchu i obecność tylko i wyłącznie wąskich szos
przecinających zlepione ze sobą kamienice. Istotnie, miejsce najspokojniejsze z
całości, a przy tym całkiem obiecujące, zyskiwało coraz to nowsze efekty
wylewności Shinry - parki, baseny i kina, których było już ponad miarę i
niewiele kto do nich uczęszczał, nawet popcorn stracił swój wyjątkowy maślany
smak i przesiąknął tandetą.
Przecznica, ulica posiekana torami
kolejowymi, rozwidlenie. Minęła zrujnowany kościół i skierowała w
stronę domu.