- Encyklopedio, encyklopedio! Czemuś ty
jest tylko encyklopedią? - wybuchnął szyderczo czerwonowłosy i oparł się z
lekkością na szkolnej ścianie koloru mięty.
Rude, słysząc powtarzane kolejno wyrazy,
również się roześmiał, zajmując całą szerokość korytarza swoją postacią.
- Zejdź, głąbie - rzekł Reno, widząc jak
dziewczyna próbowała wyminąć łysego.
- Och, encyklopedio - dorzucił teatralnym
tonem.
- Wcale nie, myśl sobie jak chcesz.... -
szepnęła Aeris dodając sobie otuchy - Tacy ludzie jak ty zwykle kończą w
jednoraki sposób.
Chłopak poderwał się, rażony bezczelną
odzywką, stając właśnie teraz na przeciwko dużo niższej panny. Jego źrenice
zwężyły się wściekle.
- Co chcesz przez to powiedzieć? -
dzieliło ich dosłownie kilka centymetrów.
- To, że jeszcze pytasz, dowodzi mojej
racji... - powiedziała ledwie dosłyszalnie.
Reno wymierzył dziewczynie sprawiedliwość,
popychając ją w ramach zemsty na schody.
Mizerna dziewczyna potknęła się o skrawek
sukienki i upadła na stopnie idące w górę.
Rudowłosy otworzył szeroko oczy, nie
dowierzając jeszcze przez chwilę swojemu najnowszemu popisowi. Ale przecież
sama chciała, nikt nie kazał jej dokańczać...
Otrząsnął się dosyć szybko, a na twarzy
pojawiło się zmieszanie.
- Nie znasz, nie oceniaj - dodał,
usprawiedliwiając się.
Chłopak zawinął się, pociągając ze sobą
kumpla i skierowali się obaj wprost do sali lekcyjnej.
- Myślisz, że pójdzie na skargę?
- Na pewno, to tak jakbyś spytał czy
cukierki są zawijane w papierki...
Łysol spojrzał z pretensją na ognistego.
- To co z tymi cukierkami?
- Litości... - wzburzony Reno uciszył
kolegę prawym sierpowym.
***
Vincent, przyciśnięty nadmiarem hałasu,
został zmuszony do otwarcia prawego oka.
- Czy moglibyście... - wymamrotał,
spoglądając na wyrastający przed nim cień nauczycielki. Uśmiechnął się
zawadiacko, próbując załagodzić sytuację - Nadszedł mój koniec.
Cały zzieleniał na myśl o powrocie do domu
i kolejnej skardze, jaką zapewne szykowała pani Scarlett. Nauczycielka działała
niczym kat pozbawiony litości wobec swoich ofiar, jedną z których stał się
teraz Vincent. Jednak to wszystko wydawało się mieć tak
uroczyste miejsce w sercu czarnowłosego, że mógł pozwolić sobie na aktorstwo.
***
Łysol siedzący niedaleko uchylonych drzwi
wychylił głowę, wciskając palce w szczelinę.
- Otworzyłem szerzej, ale i tak chyba mamy
przerąbane - rzucił bezsensownie z przerażeniem w oczach.
Reno spojrzał na niego ze zdziwieniem,
wybity z zamyślenia.
Do sali weszła znana wszystkim dwójka.
Teraz owa klasa przypominała salę sądową. Obrońca, pokrzywdzona oraz kilka
sinych i zaczerwienionych dowodów na
lewej nodze.
- Sprawca pozbawił ofiarę normalnego
funkcjonowania na okres siedmiu dni - wysunął oskarżenie czarnowłosy, zaspany
prokurator.
Wszyscy spojrzeli po sobie, nie komentując
słów Valentine'a.
- No już, przyznać się - wtrącił
Bugenhagen.
Aeris odsłoniła poszkodowaną kończynę, tak
że wielki krwiak kształtu i koloru truskawki wyjrzał zza sukienki. Dwójka łobuzów parsknęła śmiechem, słychać
ich było jako jedynych.
- Czyżby otwierała sklep z owocami? -
ognistemu znacznie dopisywał humor.
- Dość tych bzdur i niedorzeczności!
Panowie, proszę za mną, Rude, Reno...
- Sąd wydał wyrok - dorzucił prokurator
grobowym tonem, ledwo panując nad ciężkimi powiekami.
***
Przed dwójką wyrośniętych chuliganów
rysował się dosyć przerażający widok, wydawało się iż drzwi przybrały wymiar
szatański, niekończący się. Już tylko 225 sekund dzieliło ich od ognia
piekielnego i smoły.
Zgrabne, chude łydki przekroczyły
przedsionek piekła.
- Dzień dobry. - powitał ich niski, tłusty
jak kulka i gęsto zarośnięty przez krótkie i ciemne wąsy złączone ze
zmierzwioną brodą, dyrektor. A właściwie czy był taki dobry i dla kogo dobry?
Nie wiedzieli, czego ten pokryty tłuszczem osobnik teraz od nich oczekiwał.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry -
dorzucił z ironią ognisty.
Dyrektor mlasnął odstręczająco i
kontynuował:
- Doszły mnie słuchy - mówił podniesionym
i sztucznym tonem który jawnie bawił chłopaków - iż dokonaliście karygodnego
czynu, i to już na samym początku roku szkolnego. A więc, który to z was?
- Z nas?! - Rude otworzył zszokowany usta
- On chce nas załatwić - nerwowo ścisnął rękoma obręcze siedzenia i poderwał
się, zastygając w owej pozie.
- Przymknij się - warknął poirytowany
Reno.
- Ponawiam więc pytanie. Który z was
wyrządził krzywdę koleżance?
Oczy grubasa spoczęły na ognistym. Siłą
perswazji dyrektor próbował otrzymać wymuszoną odpowiedź.
- Ż a d e n z nas tego nie zrobił - dzikie spojrzenie
przeszyły przeciwnika.
Heidegger drgnął, naciskając zielony
przycisk na telefonie i rzekł zniecierpliwiony, na odczepnego:
- Wasz wybór, chłopcze. Koza przez tydzień
i macie ją przeprosić. A teraz wyjdźcie, do widzenia.
***
Reno wsunął ręce do kieszeni, stojąc
jeszcze przez chwilę w milczeniu, zastanawiała go niezrozumiała reakcja
dyrektora po otrzymaniu telefonu.
W końcu koza oraz przeproszenie Aeris nie
stanowiło aż tak dużego problemu. Jednak coś tu stanowczo nie pasowało. Wraz z kumplem wrócili do klasy by spełnić
drugi warunek.
***
Brunetka przysunęła się do chłopaka, nie
zwracając uwagi że już siedzi do niego przytulona i styka się właśnie z jego
ramieniem.
- Wiesz... cieszę się, że jednak
postanowiłeś ją przeprosić.
- Nie ja... W sumie to nie do końca moja
zasługa. Dostałem reprymendę od dyrektora, więc ostatecznie wywarł na nas
przymus.
- Ale ostatecznie ją przeprosiłeś. -
uśmiechnęła się krzyżując ręce na piersiach.
- Ostatecznie tak - uśmiechnął się
również, przyglądając się jej ruchom. - Słuchaj, wracasz dzisiaj do domu z
Yuffie? Chciałbym cię podprowadzić a zbytnio nie chcę wam przeszkadzać...
- O nie, zupełnie nie. Nie słyszałeś o
tym, że Yuffie swoje najbliższe słoneczne popołudnie spędzi u szkolnej
higienistki? - kilkakrotnie zatrzepotała rzęsami, a Reno przysłuchiwał się
opowieści. - Coś stało się z jej nogą, ktoś ją popchnął na korytarzu... Mam
nadzieję, że to nic poważnego. - chwilami odbiegała od rzeczywistości.
- Nie martw się, na pewno nic jej nie
będzie. Budyniu? - podsunął pod nos koleżanki plastikowy kubeczek wypełniony
czekoladowym kremem aż po brzegi.
- Budyniu. - uśmiechnęła się i wbiła łyżeczkę w
samiusieńki środek słodkości